wtorek, 2 maja 2023

Hipotermia (Shikamaru)


 


Ile trzeba tego zeżreć, żeby nie chcieć umrzeć?



Ciemny pokój był dla ciebie zbawieniem. Azylem, który jako jedyne miejsce było bezpieczne i komfortowe. Nawet ulubiony lokal, dom rodzinny, pokój z lat młodości nie dawał takiego bezpieczeństwa, jak sypialnia obecnego miejsca zamieszkania. To tutaj nie musiałeś słuchać kolejnych z bezsensownych pretensji rodzicielki, nie odwiedzali cię przyjaciele, byłeś sam pośród czterech ścian.



Wdzierające się nieśmiało do pokoju światło, było liche i nikłe, więc nie podrażniało oczu, które przez ostatnie dni były przyzwyczajone do ciemności. Zmęczona twarz już nie pojawiała się w lustrze, w które od dawna nie patrzyłeś.

Twoja psychika była zniszczona i skłamałbyś mówiąc, że jakoś się trzymasz. Nic w życiu nie było dla ciebie przychylne, ani tym bardziej szczęśliwe. Doświadczenie ostatnich lat powodowało, że oddalałeś się od wszystkich. Gniłeś od środka i nie wiedziałeś, czy jest dla ciebie jeszcze jakiś ratunek.

Choji wielokrotnie próbował wyciągnąć cię z tej otchłani, tak ciemnej i wyjątkowo głębokiej. Bezskutecznie.

Butelka sake koczowała wiernie obok pościeli, w połowie opróżniona. Prowizoryczna popielniczka kusiła aby kolejny raz z niej skorzystać, a spierzchnięte usta domagały się nikotynowego dymu.

Nie wiedziałeś dlaczego, lecz depresja z każdym dniem, coraz bardziej niszczyła twój organizm. Niczym trucizna, była dość słabą lecz nade wszystko silną chorobą. Opanowała mózg, wpełzła do podświadomości, reagowała z organizmem, który odrętwiały, poddawał się. Nie potrafiłeś odmówić, ogarnąć się i zacząć żyć od nowa.

Patrzyłeś w sufit, sunąc wzrokiem w kierunku ściany przed sobą. Była ona chropowata, delikatnie krzywa i tak bardzo nijaka. Jak ty.

Głęboki wdech mógł być jedną z prób ucieczki, ponownego powrotu do normalności. Malutkim, siedmiomilowym krokiem. Jednak nie był.

Suchą dłonią, która posiadała liczne zadrapania, sięgnąłęś po kolejnego skręta, wypełnionego słabym i drugorzędnym, dennym tytoniem. Jedynej i ostatniej pamiątki po twoim mistrzu. To był tytoń sprowadzony przez Asumę. Którego również przy tobie już nie było.

Wszyscy umierali.

Z czasem zacząłeś się zastanawiać, czy nie łatwiej byłoby się poddać? Ostatnio wciąż zastanawiałeś się jak to jest? Być na drugiej stronie.

Czemu tak bardzo lubiłeś przytknąć do skroni swoje palce, imitując ich kształtem kształt broni? Dlaczego miałeś obsesję na punkcie huku i strzału?

Zaciągając się kolejnym szlugiem, nie potrafiłeś wyjaśnić tej dość skomplikowanej relacji.  Twojej wizji śmierci.

Pragnąłeś być wolnym. Bez zmartwień, bez obowiązków. Bez bólu przeszywającego serce, które każdej nocy dawało znać o sobie w najmniej oczekiwanym momencie.

Pragnąłeś mieć emocjonalną hipotermię. Szczególnie po śmierci Temari, która odebrała ci wszystko. Odebrała prawdziwe życie.


*

Od K: Troszkę spóźnione, ale dopiero teraz sobie przypomniałam, że Zbiór Opowiadań ma aż trzy lata! Jak ten czas szybko leci, no nie ma co.

1 komentarz:

  1. Uuu gratki! Prowadzić bloga 3 lata to nie lada wyczyn!

    Ale wracając to tekstu. Bardzo emocjonalny. Ciężki. Stworzyłaś genialną atmosferę, którą czuję dookoła siebie niemal od pierwszego zdania. Dużo przemyśleń i historii zamkniętych w krótkiej scenie. Mimo że całość tworzy raczej spójną wizję, dla mnie jest to idealny pokaz tekstu, który mogłabyś wykorzystać do tworzenia bazy pod dłuższe opowiadanie. Bo, kobieto! Masz tak zajebiste pomysły, że ja to bym mogła czytać całe książki w Twoim wykonaniu :D

    OdpowiedzUsuń

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥

Szablon