środa, 1 maja 2024

Fake Love (SasuSaku)

 



Śmierć to niezbyt duża cena za miłość.


Ludzie dzielą się na tych, którzy przez miłość stracili wszystko i tych, którzy dla miłości wszystko poświęcili. Ja sama nie wiedziałam, do której części należę.

Próbowałam nie wierzyć, ani nie słuchać głosów wewnątrz mojej głowy, które codziennie mówiły i ostrzegały, że to uczucie, sprowadzi na mnie nieszczęście. Udawałam głuchą na nieme polecenia rozumu, starając się upijać dobrymi chwilami, których w efekcie końcowym było zdawkowo i niewiele.
Byłam naiwna myśląc, że ludzie potrafią się odnaleźć, porozumieć, pokochać. Nieostrożnie trwałam w tym beznadziejnym poczuciu złudnego bezpieczeństwa, które zapewniały mi najbardziej wyrachowane kłamstwa twoich ust.
Po wielu gorzkich dniach i nieprzespanych nocach, spędzonych w samotności, w końcu pogodziłam się ze skutkami podjętych wcześniej decyzji. Poświęcając relacje z przyjaciółmi, starałam się skupić całą uwagę na twojej osobie. Ponieważ uważałam, że w związku najważniejsza jest wzajemna uwaga, poświęcenie czasu i podarowanie tych małych gestów, z których składały się dni. Pragnęłam móc otworzyć oczy we wspólnej sypiali, z nozdrzami wypełnionymi aromatycznym zapachem świeżo zaparzonej kawy. Chciałam spoglądać na twój roześmiany profil, skupiając swą uwagę na tych niewielkich, lecz uroczych niedoskonałościach. Obserwować zmarszczki w kącikach onyksowych oczu, kreślić wzrokiem lekko garbaty nos, fascynować wąskimi ustami.
Jak wiele kobiet, pragnęłam spokojnego życia u boku mężczyzny, dla którego byłabym najważniejsza. Potrzebowałam zapewnienia, zainteresowania, obietnicy poczucia własności i przynależności do osoby, która odwzajemnia moje uczucia.
Wiele przeszliśmy razem, a jeszcze więcej osobno. Doświadczenia z przeszłości ukształtowały w nas poczucie odpowiedzialności i zależną egzystencję. Przez pryzmat lat, mogę śmiało stwierdzić, że należałam do ciebie od zawsze.
Dlaczego próbując desperacko przyciągnąć twoją uwagę, destrukcyjnie niszczę wypracowany przez lata dystans i poczucie własnej wartości? Z każdym dniem, beznadziejnie przeżytym,  oddalam się, zatracając w swojej osobowości, pozostając nijaka. Odbicie w lustrze przedstawia kobietę o zniszczonej, bladej cerze, ze spuchniętymi od łez powiekami, drżącymi, matowymi ustami. Zielone oczy, kiedyś pełne nadziei, wypełnia pustka, a ból w klatce piersiowej, notorycznie powraca, raz za razem, niczym cholerny, pieprzony bumerang. Dlaczego?
Wszyscy ostrzegali mnie, starali się odwieść od beznadziejnego, platonicznego uczucia. Powtarzali jak mantrę, że jesteś niebezpieczny. Jeden za drugim. Każdy kogo spotkałam na ulicy, kogo mogłam uznać za przyjaciela. A ja ślepo kręciłam na boki głową i zapewniałam, że to nie prawda, że mnie nie skrzywdzisz, bo przecież jesteśmy połączeni więzami. Starałam się brzmieć naturalnie i szczerze. Mój głos był stanowczy, jakbym nie tylko ich, ale i siebie musiała o tym zapewniać.
Wszystko miało się zmienić. Miałam być twoja na zawsze. Na plecach nosić kształtny herb klanu Uchiha. Czerwony płomień i wachlarz. Niejednokrotnie przymierzałam nowy strój, lecz zamiast uśmiechu na ustach, z czasem zaczęły pojawiać się łzy. Bo pomimo, że cały świat miał wiedzieć, że należę do ciebie, coraz rzadziej sama miałam o tym świadomość.
Ceremonia była skromna. Chociaż mogliśmy żyć w przepychu, wybrałeś dla nas życie pełne prostoty. Surowy wystrój świątyni, twoje proste czarne kimono i dla kontrastu moje białe. Naruto wspomniał, że wyglądamy jak dzień i noc. Jebane yin i yang.
Patrzyłam w twe ciemne, onyksowe oczy. Nie wyrażały nic. Nie spodziewałam się niczego konkretnego, jednak jakieś uczucie zawodu ogarnęło moje myśli. Myślałam, że chociaż dzisiaj, nie na dzień, ale chociaż minut kilka, okażesz mi swoje zainteresowanie. Chciałam w nich zobaczyć odrobinę pożądania i szczęścia. Bo wreszcie mogliśmy zostać małżeństwem.
W Kraju Ognia coraz częściej słychać było pogłoski, że wychodzę za zdrajcę. Ludzie nie rozumieli twojej przeszłości. Ciężko było im pojąć, że jesteś ofiarą, a nie oprawcą. Jednak czy trauma z dzieciństwa stworzyła twój dystans do wszystkich, w tym także do mnie?
Tej nocy było spokojnie i cicho. Kolejny raz nie wiedziałam, gdzie się znajdujesz, ponieważ ponownie misja była dla ciebie priorytetem. Ja tylko beznadziejnym drugim planem. Poruszyłam się niespokojnie w łóżku, czując chłód otwieranego okna. Przykryta szczelnie kołdrą, powstałam do siadu. Później tylko zobaczyłam ciemność.
Zapach stęchlizny mógł przyprawić o mdłości. Woń przeżerała materiały, ściany, powietrze. Słabo podnosząc powieki dojrzałam zarys sylwetki. Twojej sylwetki.
Szeptałeś coś do ucha. Wypowiadałeś słowa, a ja z każdym kolejnym, szerzej otwierałam oczy. Mówiłeś, że nie będzie bolało, że to tylko szybki cios. Ostatnim co pamiętam, to beznadziejne tłumaczenie się, że przecież mnie kochasz. Na swój pojebany i niezrozumiały dla nikogo sposób. Nie miałam siły krzyczeć, nie miałam zamiaru walczyć. Jak można walczyć ze swoją miłością?
W jednej chwili onyks zastąpił istny szkarłat, a następnie poczułam ból. Gęsta posoka spłynęła po brzuchu, udach, stopach na ziemię. Patrząc w twój sharingan, wiedziałam, że zatraciłam się beznadziejnie. Ponieważ ta miłość mnie zabiła.
Chociaż śmierć to niezbyt duża cena za miłość, prawda Sasuke?


~ * ~


Od K: Ta krótka historia była już tutaj. Jednak poprawiłam co nieco i chyba jestem gotowa, aby ponownie ujrzała światło dzienne, a raczej nocne. Mam w zanadrzu kilka nowych historii, które chcę tutaj opublikować, ale to z czasem, którego przez ostatni tydzień miałam wyjątkowo niewiele. A poza tym to dzisiaj obchodzimy 4 urodziny tu na tym blogu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Drogi Czytelniku!
Twój komentarz zmotywuje mnie do dalszego tworzenia.
Jeżeli czytasz, proszę pozostaw jakiś ślad po sobie. Dziękuję ♥

Szablon