Uwielbiał jadeit jej błyszczących oczu.
Nie potrafił dokładnie stwierdzić, kiedy tak właściwie się w nich zakochał, lecz mógł przysiąc, że były najbardziej zjawiskowymi oczami na świecie. Dwa duże, zielone spodki, przeszywające każdy jego ruch, nawet ten najmniejszy.
Z całą śmiałością mógł wygłosić twierdzenie, że tęczówki te, były pod niektórymi względami, o wiele bardziej przenikające niż czerwień jego sharingana.
Róż jej kosmyków, powiewał na wietrze, jakby tańcząc niewidzialnego, niemego walca. Mógłby patrzeć na nie godzinami, a ich zapach roznosił się wokoło, powodując, że tracił czujność. Po prostu należał do niej.
Był niewolnikiem tego uczucia, w którym beznadziejnie tkwił, któryś rok z kolei. Lata mijały, a on niemal już śmiesznie, tęsknił za malinowym smakiem jej warg. Oddających pocałunki z desperacją, czasem obojętnością.
W końcu przez lata nieobecności musiała nauczyć się funkcjonować bez niego. Teraz nawet nie sprawiało jej przykrości, gdy znikał i nie wracał dłuższą chwilę. Chwila czasami była miesiącem, innym razem latami. Nie miał do niej o to pretensji, w końcu to wszystko było konsekwencją jego młodzieńczego, głupiego wyboru.
Był jej wdzięczny. Za wszystko.
Za miłość, którą od dziecka go obdarzyła.
Gdyby tylko wcześniej przejrzał na oczy. Może teraz nie stałby drzwiami ich mieszkania, jako nieudacznik.
Był wdzięczny, że pomimo trudności, potrafiła wychować ich córkę na wspaniałą kobietę. Empatyczną, silną i mądrą. Sakura była niewątpliwie wspaniałą matką, zastępowała też ojca.
Gdyby tylko mu pozwoliła, zrobiłby wszystko, by ułożyć porozwalane strzępki w jedną całość. Dlatego, gdy przekroczył próg i ujrzał jej sylwetkę gotującą przy kuchennym aneksie, zakradł się spokojnie, by tak po prostu objąć ją w talii i złożyć niewinny, nieśmiały pocałunek, na odsłoniętym karku.
Wydała z siebie cichy jęk, Niewątpliwie ten mały gest spowodował, że cały trud życia w pojedynkę, przestał być tak ciężki.
Ponieważ ona uwielbiała jego powroty.
Wyszeptał kilka słów do jej ucha, trącając go nosem. Doskonale czuł na swej skórze, jej kwiatowy szampon, oraz poczuł dreszcz, który przeszedł jego żonę.
Nie czekając na pozwolenie pociągnął ją do sypialni, aby po miesiącach rozłąki, wynagrodzić swoją nieobecność. Pomimo tego, że wiedział, iż nic nie zastąpi jego abstynencji, starał się być dla niej wszystkim.
Mógł być potulnym mężem, potocznie nazywanym pantoflem.
Mógł wspiąć się na wyżyny i z duszą romantyka, zostać poetą, tworzącym miłosne wiersze o niespotykanym kolorze jej oczu albo ciele tak elektryzującym.
Mógł być bestią, która kocha tylko ją — piękną i nieskazitelnie czystą.
Nauczycielem lub uczniem, starającym się zapamiętać, która z pieszczot największą jej radość sprawia.
Ona była niczym nałóg, jego prywatna morfina. Nie potrafił się od niej uwolnić, pomimo kilometrów rozłąki. Była dla niego wszystkim.
Mógł być jej panem i niewolnikiem.
Mógł być kim tylko chciała.
Bo się od niej uzależnił.
~ * ~
Od K: Niewątpliwie uzależniłam się od tej piosenki. Czy tylko ja uwielbiam kawałek zespołu Måneskin - I wanna be your slave?
Ach, nie spodziewałam się, że jednocześnie będzie panem i niewolnikiem, a jednak! Urocza partówka i cieszę się, że Sakura w twojej wizji jest silna nawet bez Sasuke! ^^ Czekam na nowe teksty * - *
OdpowiedzUsuńA niech będzie nawet i całym wszechświatem xD
UsuńNie lubię tych spekulacji i przekonań, że Sakura nic by nie osiągnęła, gdyby nie miłość do Sasuke. To jest bardzo krzywdzące, dlatego taki paring wyszedł i ta historia :D
SasuSaku zawsze jest w cenie. To, chociaż krótkie, było bardzo intensywne i podobało mi się :) Szkoda tylko, że tak szybko się skończyło.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz ♥
UsuńW sumie długość miniatury taka jak obecność Sasuke w wiosce, szybka i zanim ktoś się zorientuje, jego już nie ma xd